piątek, 21 sierpnia 2015

Rozdział I, część 2



Rozdział I, część 2
Leszy
                Mikołaj obudził się na leśnej polanie otoczonej drzewami. Przecierając oczy nie mógł dociec kiedy ani w jaki sposób się tutaj dostał. Wstał i rozejrzał się dookoła.
                Na źdźbłach trawy pojawiła się wieczorna rosa i wiał ciepły, spokojny wiatr. Na całej polanie panowała cisza- jedynym dźwiękiem, który ją przerywał, było rechotanie żab schowanych gdzieś w  oddali. Nad Mikołajem świeciły tysiące gwiazd rozpływających się w ciemnościach nocnego nieba.
-Jak tu pięknie.- wyszeptał.
Przez długi czas podziwiał ten przepiękny krajobraz. Miał wrażenie, że trafił do zupełnie innego, bajkowego świata.
                Oczarowany  tym miejscem nie zauważył, jak z głębi lasu obserwuje go para szafirowych oczu.
                Przeszedł parę kroków, po czym usiadł na pniu ściętego drzewa. Nie minęła nawet minuta, a przy jego nogach usiadł mały borsuk. Ani trochę nie bał się Mikołaja, który także nie odczuwał przed nim strachu. Nagle usłyszał ciche huczenie gdzieś za swoimi plecami. Odwrócił się i zobaczył, że na skale leżącej nieopodal miejsca, w którym siedział, stoi sowa. Patrzyła na niego  przenikliwym spojrzeniem, które wydało się Mikołajowi niesamowicie ludzkie. Miał wrażenie, że ptak pragnie odczytać jego myśli. Ogarnęło go dziwne uczucie i zapragnął ponownie odwrócić się do niej plecami. Gdy to zrobił, nie widział już przed sobą borsuka. Zamiast niego pojawił się wielki jak dąb mężczyzna z brodą do pasa i wielkim kosturem, który trzymał w rękach. Ubrany  był w kożuch zrobiony z owczej wełny i ciemnobrązowe, skórzane spodnie. Na nogach miał założone duże, futrzane buty. Przez ramię miał przerzuconą niedźwiedzią skórę.
                Przerażony Mikołaj spadł z pieńka i uciekł za skałę, na której wcześniej siedziała tajemnicza sowa. Pod wpływem tego incydentu w jednej chwili zmienił zdanie o tym miejscu- chciał jak najprędzej znaleźć się w domu, w objęciach mamy.
-Nie bój się, nie mam zamiaru zrobić ci krzywdy.- odezwał się swym ciężkim, głębokim głosem starzec.
Mikołaj nie miał odwagi wypowiedzieć ani słowa, więc mężczyzna ciągnął dalej:
-Me imię to Leszy . A ty jak się nazywasz?- zapytał.
-M-Mikołaj, proszę p-pana . -wyjąkał w odpowiedzi.
Potężna ręka złapała Mikołaja za kołnierz i posadziła z powrotem na pieńku. Leszy nie wydawał mu się już tak straszny jak za pierwszym razem.
-Możesz mi pan powiedzieć, gdzie jestem?- nieco śmielej zapytał Leszego.
-Nie ma ty twego ciała, zawędrowała tutaj tylko twoja dusza.- odrzekł.
-Nie rozumiem.- odparł zakłopotany. Kompletnie nie rozumiał, o co mu chodzi.
- Jesteś tutaj swoim duchem, którego posiada każda żyjąca istota na tym świecie. Gdy nasze ciało jest w stanie uśpienia, dusza się budzi i przemierza różnorakie krainy. Jedne wybiegają w przyszłość, inne w przeszłość, a jeszcze inne- w miejsca, w których tak naprawdę ich nie ma, ale które istnieją. Ja potrafię wyczuć te dusze i dlatego właśnie teraz ze sobą rozmawiamy. Ludzie nazywają to snem i marzeniami, ale to bzdury. To coś więcej.- podsumował swoją wypowiedź Leszy.
-Ale co ja tu robię? Co to za miejsce?- dopytywał się Mikołaj, który dalej nie mógł pojąć niczego, co wypływało z ust jego rozmówcy.
-Nadejdzie chwila, w której poznasz odpowiedzi na wszystkie pytania.
Zapadła okropna cisza. Leszy patrzył na Mikołaja oczekując odpowiedzi, ale ten nie mógł wydobyć z siebie słowa. Nie mógł zrozumieć, czemu trafił do takiego miejsca i kim tak naprawdę jest Leszy.


-Czy mógłbym...
                Wypowiedź przerwał mu świst kuli, która przeleciała tuż obok jego ucha. Leszy nie miał takiego szczęścia. Pocisk trafił go w przedramię. Strasznie ryknął, po czym uciekł w gąszcz drzew i zniknął.
-Chłopaki, chyba go trafiłem! Dumny, Góra, za mną!- w oddali rozległy się krzyki.
                Trzech rosłych mężczyzn w kamuflażu wbiegło na polanę. Każdy z nich miał karabin z długą lufą i noktowizyjnym celownikiem oraz tłumikiem. Mikołaj skulił się za pieńkiem, by go nie zobaczyli.
-Góra, sprawdź tamto miejsce, a my rozejrzymy się tutaj!- krzyknął jeden z nich.
-Robi się!
Mężczyzna, który został nazwany przez innego Górą, zbliżył się do pniaka, za którym chował się Mikołaj. Przeszedł jeszcze kilka kroków, rozglądając się dookoła. Mikołaj miał wrażenie, że Góra zaraz go zobaczy, ale tak się nie stało. Góra wrócił do pozostałych i zameldował im:
-Ślady krwi prowadzą  w tamtym kierunku, nie mógł uciec daleko.- powiedział i pokazał palcem w kierunku gęstwiny drzew.
-Dobra robota. Nie odpuszczę tej łajzie. Nie tym razem!
-Wiarus, Wojak, chodźcie! Gonimy drania!- krzyknął Dumny.
Z drugiego końca polany wybiegło jeszcze dwóch mężczyzn. Przebiegając zaraz obok Mikołaja, popędzili w stronę, w którą uciekł Leszy. Mikołaj zamknął oczy i pragnął jak najszybciej się stamtąd wydostać.
                Cały spocony i przestraszony Mikołaj spadł z łóżka z donośnym hukiem. Po krótkiej chwili w drzwiach pokoju stanęła Bogna:
-Mikołaj! Czy wszystko w porządku?- zapytała się przerażona.
-Tak mamusiu. Miałem... dziwny sen.- uspokoił mamę Mikołaj.
-Nawet nie wiesz jak się wystraszyłam!- powiedziała ze łzami w oczach Bogna.
               
                Wzięła Mikołaja w ramiona i wyszła z pokoju, pozostawiając za sobą otwarte drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz