sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział I, część 1



Rozdział I, część 1
 Panna Jeziora
                "... A teraz wiadomości z ostatniej chwili. Otrzymaliśmy informację o kolejnych tajemniczych zaginięciach, które nastąpiły na terenie Puszczy Wermaleńskiej. Zalecamy szczególną ostrożność..."
                Siedzący na dużym, skórzanym fotelu tata Mikołaja podniósł głowę znad egzemplarza lokalnej gazety i zwrócił wzrok w stronę odbiornika telewizyjnego. Przez chwilę słuchał prezenterki z zaciekawieniem, po czym wrócił do lektury.
-Bogna!- zawołał, nie przerywając czytania.
-Tak?-  odpowiedział dźwięczny, kobiecy głos.
-Chodź, musisz coś zobaczyć!- poinformował swoją małżonkę.
-W tej chwili nie mogę, zmywam naczynia! Daj mi minutkę, dobrze?
-To nie zajmie ci dużo czasu, obiecuję!- odrzekł.
-No dobrze, już idę!- po krótkiej chwili Bogna znalazła się w salonie - Słucham, o co chodzi?- zapytała męża.
-Patrz w telewizor. Znowu mówią o Puszczy.- powiedział do Bogny, odkładając gazetę na stojący obok stolik i kierując swój wzrok na okno- Ciekaw jestem, jak ten stary dziad może tam spać spokojnie.
-Janek! Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie mówił tak o moim ojcu!- krzyknęła. Na jej twarzy malował się gniew- Nie potrafię zrozumieć, czemu w stosunku do niego jesteś aż taki niemiły.- obniżyła nieco ton swego głosu, wyrzucając z siebie złość. Jako osoba o anielskiej cierpliwości potrafiła długo znosić sposób, w jaki Jan mówił o Ziemowicie, ale w końcu coś w niej pękło.
-To, że mój kochany teść zamiast znaleźć sobie jakąś porządną robotę woli szlajać się po lesie i żyć z dala od ludzi, to nie jest mój problem.- odpowiedział chłodno.
-Nigdy nie byłeś co do niego sprawiedliwy. Szlaja się po lesie, tak? Żyje z dala od ludzi? Nawet nie wiesz, czym się tak naprawdę zajmuje!- niemalże krzyknęła.
-Pewnie, że wiem! Jest tym, no... leśnikowym! -odpowiedział z dumą. Był pewien, że zaskoczył żonę swoją wiedzą.
-Leśnikowym, mój Boże.- powtórzyła z ironią w głosie- Myśliwym, Janek, on jest myśliwym!- poprawiła męża, po czym wyszła z salonu.
Ich mieszkanie nie było ogromne, choć w porównaniu z chatą Ziemowita mogło robić wrażenie: przestronna kuchnia, strych, łazienka, salon oraz dwie sypialnie- jedna dla rodziców, druga dla synka.
                Bogna przeszła przez korytarz na drugi koniec domu i zapukała w  ciemne, dębowe drzwi. Po drugiej stronie drzwi rozległ się głos:
-Wejdź, mamusiu.
Mama Mikołaja weszła do pokoju, po czym ze zdziwieniem popatrzyła na dziecko.
-Jest tak za każdym razem, ale wciąż nie mam pojęcia, jakim cudem wiesz, które z nas chce  wejść.- powiedziała, siadając na skraju łóżka.
Mikołaj siedział na dużym , prostokątnym dywanie i bawił się drewnianymi  figurkami. Nie byłoby  w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że sprawiały wrażenie ustawionych hierarchicznie: najdalej stały małe postacie przypominające człowieka, który posiadał płetwy, a jego skóra była pokryta łuskami, następnie stała półnaga kobieta dzierżąca łuk skierowany strzałą ku górze; przed nią stał wilk, który był jak na razie największą z drewnianych rzeźb; dookoła wilka stały cztery figurki małych stworzeń, które miały nienaturalnie duże stopy i długie, spiczaste uszy. Na samym początku-najbliżej Mikołaja- stał potężny człowiek, wielkości wcześniej wspomnianego wilka. Przez ramię miał przerzucone niedźwiedzie futro, a w rękach dzierżył potężny kostur. W ustawieniu tym było coś magicznego. Nawet Bogna przez krótką chwilę siedziała zapatrzona w tą drewnianą "armię".
-Po prostu to czuję.- powiedział Mikołaj, posyłając szeroki uśmiech w stronę swojej rodzicielki.           
                Ta, wyrwana z chwilowego osłupienia, powiedziała do niego:
-Synku, jest już późno, pora iść spać. Pozbieraj zabawki.
-Ale mamo, ja nie chcę jeszcze spać!- odpowiedział z wyrzutem Mikołaj.
-Jeżeli będziesz grzeczny, to mama zaśpiewa ci piosenkę na dobranoc.- zaproponowała.
-No dobrze.- przekonany propozycją odrzekł chłopiec.
Nie minęło dłużej niż pięć minut, a Mikołaj leżał już w łóżku, przykryty puchową kołdrą. Tuż obok, na małym krzesełku, siedziała mama, która- wedle obietnicy- zaczęła po cichu nucić piosenkę:
Horyzont schował się za koronami drzew,
Myśliwych dobiegł przesłodki śpiew,
Aby pokonać urok nocy, grzmieli razem:
"Ach, Panno Jeziora, nie zwiedziesz nas!
Siedmiu śmiałych płynie przez las
Ach, Panno Jeziora, nie skusisz nas
Siedmiu śmiałych płynie przez las!"

                Bogna, widząc, że jej ukochane dziecko pogrążyło się w głębokim śnie, przestała śpiewać i westchnęła. Podniosła się z krzesełka tak cicho, jak mogła, i opuściła pokój Mikołaja. Przed zamknięciem drzwi szepnęła na pożegnanie:
-Kocham cię.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz