Rozdział I, część 1
Panna Jeziora
"...
A teraz wiadomości z ostatniej chwili. Otrzymaliśmy informację o kolejnych
tajemniczych zaginięciach, które nastąpiły na terenie Puszczy Wermaleńskiej.
Zalecamy szczególną ostrożność..."
Siedzący na dużym, skórzanym fotelu tata Mikołaja podniósł głowę znad egzemplarza lokalnej gazety i zwrócił wzrok w stronę odbiornika telewizyjnego. Przez chwilę słuchał prezenterki z zaciekawieniem, po czym wrócił do lektury.
-Bogna!- zawołał, nie przerywając czytania.
-Tak?- odpowiedział dźwięczny, kobiecy głos.
-Chodź, musisz coś zobaczyć!- poinformował swoją małżonkę.
-W tej chwili nie mogę, zmywam naczynia! Daj mi minutkę, dobrze?
-To nie zajmie ci dużo czasu, obiecuję!- odrzekł.
-No dobrze, już idę!- po krótkiej chwili Bogna znalazła się w salonie - Słucham, o co chodzi?- zapytała męża.
-Patrz w telewizor. Znowu mówią o Puszczy.- powiedział do Bogny, odkładając gazetę na stojący obok stolik i kierując swój wzrok na okno- Ciekaw jestem, jak ten stary dziad może tam spać spokojnie.
-Janek! Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie mówił tak o moim ojcu!- krzyknęła. Na jej twarzy malował się gniew- Nie potrafię zrozumieć, czemu w stosunku do niego jesteś aż taki niemiły.- obniżyła nieco ton swego głosu, wyrzucając z siebie złość. Jako osoba o anielskiej cierpliwości potrafiła długo znosić sposób, w jaki Jan mówił o Ziemowicie, ale w końcu coś w niej pękło.
-To, że mój kochany teść zamiast znaleźć sobie jakąś porządną robotę woli szlajać się po lesie i żyć z dala od ludzi, to nie jest mój problem.- odpowiedział chłodno.
-Nigdy nie byłeś co do niego sprawiedliwy. Szlaja się po lesie, tak? Żyje z dala od ludzi? Nawet nie wiesz, czym się tak naprawdę zajmuje!- niemalże krzyknęła.
-Pewnie, że wiem! Jest tym, no... leśnikowym! -odpowiedział z dumą. Był pewien, że zaskoczył żonę swoją wiedzą.
-Leśnikowym, mój Boże.- powtórzyła z ironią w głosie- Myśliwym, Janek, on jest myśliwym!- poprawiła męża, po czym wyszła z salonu.
Ich mieszkanie nie było ogromne, choć w porównaniu z chatą Ziemowita mogło robić wrażenie: przestronna kuchnia, strych, łazienka, salon oraz dwie sypialnie- jedna dla rodziców, druga dla synka.
Bogna przeszła przez korytarz na drugi koniec domu i zapukała w ciemne, dębowe drzwi. Po drugiej stronie drzwi rozległ się głos:
-Wejdź, mamusiu.
Mama Mikołaja weszła do pokoju, po czym ze zdziwieniem popatrzyła na dziecko.
-Jest tak za każdym razem, ale wciąż nie mam pojęcia, jakim cudem wiesz, które z nas chce wejść.- powiedziała, siadając na skraju łóżka.
Mikołaj siedział na dużym , prostokątnym dywanie i bawił się drewnianymi figurkami. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że sprawiały wrażenie ustawionych hierarchicznie: najdalej stały małe postacie przypominające człowieka, który posiadał płetwy, a jego skóra była pokryta łuskami, następnie stała półnaga kobieta dzierżąca łuk skierowany strzałą ku górze; przed nią stał wilk, który był jak na razie największą z drewnianych rzeźb; dookoła wilka stały cztery figurki małych stworzeń, które miały nienaturalnie duże stopy i długie, spiczaste uszy. Na samym początku-najbliżej Mikołaja- stał potężny człowiek, wielkości wcześniej wspomnianego wilka. Przez ramię miał przerzucone niedźwiedzie futro, a w rękach dzierżył potężny kostur. W ustawieniu tym było coś magicznego. Nawet Bogna przez krótką chwilę siedziała zapatrzona w tą drewnianą "armię".
-Po prostu to czuję.- powiedział Mikołaj, posyłając szeroki uśmiech w stronę swojej rodzicielki.
Ta, wyrwana z chwilowego osłupienia, powiedziała do niego:
-Synku, jest już późno, pora iść spać. Pozbieraj zabawki.
-Ale mamo, ja nie chcę jeszcze spać!- odpowiedział z wyrzutem Mikołaj.
-Jeżeli będziesz grzeczny, to mama zaśpiewa ci piosenkę na dobranoc.- zaproponowała.
-No dobrze.- przekonany propozycją odrzekł chłopiec.
Nie minęło dłużej niż pięć minut, a Mikołaj leżał już w łóżku, przykryty puchową kołdrą. Tuż obok, na małym krzesełku, siedziała mama, która- wedle obietnicy- zaczęła po cichu nucić piosenkę:
Siedzący na dużym, skórzanym fotelu tata Mikołaja podniósł głowę znad egzemplarza lokalnej gazety i zwrócił wzrok w stronę odbiornika telewizyjnego. Przez chwilę słuchał prezenterki z zaciekawieniem, po czym wrócił do lektury.
-Bogna!- zawołał, nie przerywając czytania.
-Tak?- odpowiedział dźwięczny, kobiecy głos.
-Chodź, musisz coś zobaczyć!- poinformował swoją małżonkę.
-W tej chwili nie mogę, zmywam naczynia! Daj mi minutkę, dobrze?
-To nie zajmie ci dużo czasu, obiecuję!- odrzekł.
-No dobrze, już idę!- po krótkiej chwili Bogna znalazła się w salonie - Słucham, o co chodzi?- zapytała męża.
-Patrz w telewizor. Znowu mówią o Puszczy.- powiedział do Bogny, odkładając gazetę na stojący obok stolik i kierując swój wzrok na okno- Ciekaw jestem, jak ten stary dziad może tam spać spokojnie.
-Janek! Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie mówił tak o moim ojcu!- krzyknęła. Na jej twarzy malował się gniew- Nie potrafię zrozumieć, czemu w stosunku do niego jesteś aż taki niemiły.- obniżyła nieco ton swego głosu, wyrzucając z siebie złość. Jako osoba o anielskiej cierpliwości potrafiła długo znosić sposób, w jaki Jan mówił o Ziemowicie, ale w końcu coś w niej pękło.
-To, że mój kochany teść zamiast znaleźć sobie jakąś porządną robotę woli szlajać się po lesie i żyć z dala od ludzi, to nie jest mój problem.- odpowiedział chłodno.
-Nigdy nie byłeś co do niego sprawiedliwy. Szlaja się po lesie, tak? Żyje z dala od ludzi? Nawet nie wiesz, czym się tak naprawdę zajmuje!- niemalże krzyknęła.
-Pewnie, że wiem! Jest tym, no... leśnikowym! -odpowiedział z dumą. Był pewien, że zaskoczył żonę swoją wiedzą.
-Leśnikowym, mój Boże.- powtórzyła z ironią w głosie- Myśliwym, Janek, on jest myśliwym!- poprawiła męża, po czym wyszła z salonu.
Ich mieszkanie nie było ogromne, choć w porównaniu z chatą Ziemowita mogło robić wrażenie: przestronna kuchnia, strych, łazienka, salon oraz dwie sypialnie- jedna dla rodziców, druga dla synka.
Bogna przeszła przez korytarz na drugi koniec domu i zapukała w ciemne, dębowe drzwi. Po drugiej stronie drzwi rozległ się głos:
-Wejdź, mamusiu.
Mama Mikołaja weszła do pokoju, po czym ze zdziwieniem popatrzyła na dziecko.
-Jest tak za każdym razem, ale wciąż nie mam pojęcia, jakim cudem wiesz, które z nas chce wejść.- powiedziała, siadając na skraju łóżka.
Mikołaj siedział na dużym , prostokątnym dywanie i bawił się drewnianymi figurkami. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że sprawiały wrażenie ustawionych hierarchicznie: najdalej stały małe postacie przypominające człowieka, który posiadał płetwy, a jego skóra była pokryta łuskami, następnie stała półnaga kobieta dzierżąca łuk skierowany strzałą ku górze; przed nią stał wilk, który był jak na razie największą z drewnianych rzeźb; dookoła wilka stały cztery figurki małych stworzeń, które miały nienaturalnie duże stopy i długie, spiczaste uszy. Na samym początku-najbliżej Mikołaja- stał potężny człowiek, wielkości wcześniej wspomnianego wilka. Przez ramię miał przerzucone niedźwiedzie futro, a w rękach dzierżył potężny kostur. W ustawieniu tym było coś magicznego. Nawet Bogna przez krótką chwilę siedziała zapatrzona w tą drewnianą "armię".
-Po prostu to czuję.- powiedział Mikołaj, posyłając szeroki uśmiech w stronę swojej rodzicielki.
Ta, wyrwana z chwilowego osłupienia, powiedziała do niego:
-Synku, jest już późno, pora iść spać. Pozbieraj zabawki.
-Ale mamo, ja nie chcę jeszcze spać!- odpowiedział z wyrzutem Mikołaj.
-Jeżeli będziesz grzeczny, to mama zaśpiewa ci piosenkę na dobranoc.- zaproponowała.
-No dobrze.- przekonany propozycją odrzekł chłopiec.
Nie minęło dłużej niż pięć minut, a Mikołaj leżał już w łóżku, przykryty puchową kołdrą. Tuż obok, na małym krzesełku, siedziała mama, która- wedle obietnicy- zaczęła po cichu nucić piosenkę:
Horyzont schował się za koronami drzew,
Myśliwych dobiegł przesłodki śpiew,
Aby pokonać urok nocy, grzmieli razem:
"Ach, Panno Jeziora, nie zwiedziesz nas!
Siedmiu śmiałych płynie przez las
Ach, Panno Jeziora, nie skusisz nas
Siedmiu śmiałych płynie przez las!"
Myśliwych dobiegł przesłodki śpiew,
Aby pokonać urok nocy, grzmieli razem:
"Ach, Panno Jeziora, nie zwiedziesz nas!
Siedmiu śmiałych płynie przez las
Ach, Panno Jeziora, nie skusisz nas
Siedmiu śmiałych płynie przez las!"
Bogna,
widząc, że jej ukochane dziecko pogrążyło się w głębokim śnie, przestała
śpiewać i westchnęła. Podniosła się z krzesełka tak cicho, jak mogła, i
opuściła pokój Mikołaja. Przed zamknięciem drzwi szepnęła na pożegnanie:
-Kocham cię.
-Kocham cię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz