środa, 12 sierpnia 2015

Prolog



Prolog
Misza
                - Mikołaj, chodź tutaj! - po drewnianej chacie rozległ się głos starszego mężczyzny.
- Już idę dziadku! - w odpowiedzi na wołanie odkrzyknął mały chłopiec.
W pokoju, w którym przebywał starszy człowiek, świeciła się tylko jedna olejna lampa, co nadawało pomieszczeniu niezwykłego, niemal baśniowego klimatu.
- Twoi rodzice jutro tutaj przyjadą, by cię odebrać- zaczął - chciałbym, abyś wiedział, że zawsze jesteś u mnie mile widzianym gościem.- rzekł do chłopca.- A teraz chodź, musimy cię spakować.
- Ale ja chcę zostać z tobą!- powiedział drżącym głosem Mikołaj. Zdecydowanie wolał spędzać czas ze swoim dziadkiem niż z mamą czy tatą. Zawsze go fascynował. Mimo tego, że przeżył juz pół wieku, a na jego twarzy widać było wiele zmarszczek, to Mikołaj czuł emanującą od niego niespożytą, młodzieńczą niemal energię. Dziadek był dla niego wielkim autorytetem, lecz także jednocześnie jeszcze większą tajemnicą. Często zdarzało się, że nie miał dla niego czasu i nie mógł się z nim spotykać, lecz Mikołaj uzasadniał to sobie pracą, jaką jego dziadek podejmował.
- Też kiedyś zostanę myśliwym - takim jak ty! - wykrzyknął nagle chłopak.
- Uwierz mi, to nie jest interesująca praca.- odrzekł z politowaniem starzec  i poklepał wnuka po ramieniu - jest wiele ciekawszych zawodów : strażak, policja...
- Ja już postanowiłem!-  przerwał mu stanowczo Mikołaj- Nie chcę być strażakiem. To nudne!
- Chłopcze, nie przerywa się nikomu w połowie zdania. A szczególnie starszym- powiedział spokojnie dziadek.
- Prze... przepraszam dziadku Ziemowicie.- odrzekł zawstydzony chłopiec. Wiedział, że gdy postąpi nie tak, lepiej do dziadka zwracać się po imieniu. Nie wiedzieć czemu, sprawiało to, iż stawał się on spokojniejszy.
- Nic się nie stało, młody!- całkiem wesoło odparł Ziemowit, jakby kompletnie nie pamiętając o tym, że przed chwilą pouczył chłopca.- Słuchaj, mam pomysł! Może chcesz wybrać się na krótki spacer?- zapytał wnuka.
- Ale przecież jest już późno, na dworze prawie nic nie widać. - odpowiedział na tą propozycję Mikołaj, chociaż w głębi ducha myślał zupełnie co innego.
- Nie masz się czego bać, póki jesteś ze mną, nic złego ci się nie stanie.-powiedział- No Misza, idziemy sie ubierać. - niemalże krzyknął.
                Mikołaj nigdy nie mógł pojąć, dlaczego jego dziadek tak często zwracał się do niego "Misza". Uznał, że pewnie jest to zdrobnienie od jego prawdziwego imienia.
                Weszli do przedsionka chaty- Mikołaj ubrany w ciepłą, zimową kurteczkę, ręcznie szyte rękawiczki i szalik oraz czapkę, a Ziemowit w prawdziwy, żołnierski mundur. Chłopak uwielbiał oglądać swojego dziadka w tej "zbroi". Dzięki niej spokojny dziadek w oczach dziecka zmieniał się w zahartowanego mężczyznę, któremu nic nie było straszne. Zawsze chciał mieć taki mundur na własność i marzył o tym, by w końcu jego życzenie się spełniło. Tak jak rycerz z opowiadań, które na dobranoc czytała mu jego mama, tak teraz dziadek wydawał się mu najprawdziwszym bohaterem z bajki. Jedno tylko dziwiło chłopca- czemu zbroja ta była w prawie każdym możliwym miejscu pozszywana.
- No, gotowy? Zatem chodźmy. Tylko pamiętaj, nie puszczaj mojej ręki! I nie martw się, nie będziemy szli daleko- rzekł Ziemowit, po czym wysunął w swoją dłoń w stronę wnuczka. Mikołaj czuł, jak jego mała rączka tonie w ponad dwa razy większej dłoni jego dziadka.

Gdy wychodzili z przedsionka domu Ziemowita, Mikołaj czuł narastające w nim podekscytowanie. Dziadek nieczęsto zabierał go na wieczorne spacery po lesie. Lecz chłopiec czuł w duchu, że ma on ku temu jakiś powód. Ale nie mógł powstrzymać szczęścia, jakie go ogarnęło, kiedy wyszli na zewnątrz.
                Odkąd pamiętał, zawsze uwielbiał ciche, niemal nietknięte przez człowieka miejsca. Nierzadko zdarzało się również tak, że zamiast grać z jego rówieśnikami w berka czy chowanego, siedział  na poddaszu swojego mieszkania i bawił się ręcznie rzeźbionymi figurkami zwierząt, którymi był obdarowywany przez swojego dziadka. Spacer po lesie znaczył dla niego tyle, co dla innych dzieci znaczyło spotkanie ze swoim ulubionym piłkarzem czy otrzymanie nowej, nowoczesnej zabawki.
Szli około dziesięciu minut i w końcu zatrzymali się przy budce, która stała na czterech wysokich, grubych belkach.
- Co to jest, dziadku?- z dużym zaciekawieniem zapytał dziadka Ziemowita. Mimo, iż nie była to jego pierwsza przechadzka po lesie, to jeszcze nigdy nie widział w swym życiu czegoś podobnego.
- To jest, mój mały, ambona. Według mnie bardziej pasuje do niej określenie "drugi dom myśliwego", ale co kto woli.-odpowiedział żartobliwie Ziemowit.
 W oczach Mikołaja zapaliły się iskierki.
- Moglibyśmy wejść na górę?- błagalnym tonem zapytał dziadka. Ten oczywiście nie dał się długo prosić i po chwili siedzieli w drewnianej kabinie.
Chłopiec niemalże skakał na małej ławeczce z radości. Jednakże jego dziadek nie podzielał jego ekscytacji. Wręcz przeciwnie, jakby trochę zmarkotniał oraz spoważniał. Nie miał już tego samego, pogodnego wyrazu twarzy, co zawsze. Rozglądał się dookoła, czego zupełnie Mikołaj nie rozumiał.
- Misza, cicho! - ściszonym głosem powiedział do malca i przycisnął go do siebie. Po krótkim czasie do uszu chłopca zaczął dostawać się przecudowny, cichy śpiew. Na początku dochodził z głębi lasu, potem dostawał się coraz bliżej i bliżej.
                Mikołaj nie rozumiał ani jednego słowa z tej pieśni, jednak nie mógł oprzeć się jej wdziękowi.
Kierowany dziecięcą ciekawością, wydostał się z objęć dziadka i wychylił swą głowę przez jeden z otworów znajdujących się w ambonie. Nie zobaczył jednak niczego. Również ta słodka muzyka ucięła sie jakby w połowie i utonęła w  gęstniejącym morzu zielonych liści.
- Musimy iść. - zagrzmiał jego dziadek i stanowczym ruchem wziął pod pachę wnuka oraz powiódł go z powrotem do swej chaty. W mgnieniu oka znaleźli się na progu mieszkania.
- Dziadku, dziadku! Co to było?- kompletnie zdezorientowany Mikołaj zapytał starszego mężczyznę.
- To... nic takiego. Zwykły wiatr i tyle.- odrzekł Ziemowit.
Mikołaj nie chciał męczyć go kolejnymi pytaniami, dlatego -niepytany- nie powiedział więcej słowa.
Po dłuższej przerwie w końcu zagaił do niego jego dziadek:
- Słuchaj no, Misza. Musisz się teraz iść położyć spać, dziadek musi załatwić pewną  sprawę- z wymuszonym uśmiechem powiedział do wnuka i widząc minę, jaką zrobił Mikołaj, dodał- Ale nie martw się! Nie mam zamiaru wychodzić na zewnątrz. Mikołaj, nieco uspokojony tym, że nie będzie musiał zostawać w domu sam, poszedł położyć się do swojego pokoju. Było to mała izba , w której znajdowało się ciepłe łóżko, szafka nocna oraz piecyk. Mikołaj, mając w głowie przykazanie dziadka o tym, by poszedł spać, przebrał się w piżamę i wskoczył do łóżka. Nie mógł się domyśleć, czemu z pogodnego człowieka, jakim w jego oczach był Ziemowit, nagle zrobił się śmiertelnie poważny mężczyzna. Sen jednak wziął nad nim górę, przez co musiał przerwać swe rozmyślania. Gdy zamknął oczy i momentalnie odpłynął do świata marzeń, z uchylonych drzwi do jego pokoiku dochodziły przyciszone odgłosy z pomieszczenia obok, w tym samym, w którym "załatwiał  sprawy" jego dziadek:
- Tak, podeszły niebezpiecznie blisko... musimy powiadomić o tym Watahę...stan wyjątkowy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz